Łączna liczba wyświetleń

piątek, 7 września 2012

*** cz.3(Angel)


*** cz.3(Angel)

Po chwili namysłu, ponownie ruszyłam się z miejsca i wyszłam z sali tronowej głównymi drzwiami. W ten sposób znalazłam się na placu przed naszym ogromnym pałacem.
Wokoło panowała lekko czerwona aura, przez którą prawie wszystko ociekało krwistym szkarłatem. Było tak z powodu trzech czerwonych słońc wiszących wysoko w górze. Wzięłam głęboki wdech, nabrałam w płuca dużo ostrego, piekielnego powietrza.
Przeszłam przez dziedziniec  wolnym, pełnym dumy krokiem. Tak, uwielbiałam pokazywać, nawet sama przed sobą jak ważna jestem. Z placu przeszłam w jedną z alejek naszego pięknego ogrodu. Oj tak, nic nie mogło równać się urokowi tego miejsca.
Każda roślina tu była zwiędnięta, wszystko umierało. Każdy kwiat zanim jeszcze dojrzał usychał. Drzewa wyglądały jak ogromne potwory, jak przeolbrzymie ludzkie cienie. Najbardziej wyjątkowe były wierzby. Liście i gałązki ciągnęły się po samą ziemie, a wyglądały jak jakaś smolista masa. Jedyne zwierzęta, które lubiły to miejsce, to kruki, no i kochany Cerber, który gdzieś tu się na pewno czaił. Praca nad tym wszystkim zajęła dużo czasu i wymagała dużego doświadczenia, ale oczywiście dla mnie, to błachstka. No dobra, dobra... Lucek też udzielał się przy tworzeniu...
Z uśmiechem przemaszerowałam ogród, aby znaleźć się w jego najmroczniejszej  części. Było bowiem miejsce, na tyłach pałacu, na końcu ogrodu, w którym zawsze panował mrok. W sumie na pierwszy rzut oka to zwykła, drewniana altana ogrodowa, tylko że o większym rozmiarze.  Żadne z naszej czwórki rodzeństwa za nim nie przepadało i jeśli nie było takiej potrzeby-nie przychodziliśmy tu. Jednak mieliśmy jeszcze jednego brata lub raczej 'eks-brata'. Wyrzekł się swojej szlachetności tylko po t aby bezkarnie móc przenieść się do tego miejsca. Chodziło o to, że tutaj panuje Kostucha, a on już jako demon, chciał zostać jej pomocnikiem, uczniem.
Nie wiem co mnie podkusiło, do przyjścia w odwiedziny, ale jak przystało na moją skromną osobę, nie okazałam lęku.
Delikatnie zapukałam do drzwi altany. Cisza. Najwyraźniej zrobiłam to zbyt delikatnie. Tym razem zapukałam mocniej. Usłyszałam kroki rozchodzące się gdzieś w domku. Drzwi się uchyliły. Ujrzałam w nich szarą twarz najmłodszego eks-brata. Wpierw w jego oczach zobaczyłam przestrach i zdziwienie, jednak po chwili zabłysły w nich iskierki radości. Otworzył szeroko drzwi i zaprosił do środka. Gdy weszłam uścisnął mnie mocno. Jednak potem znów zachowywał się chłodno. Gestem nakazał mi usiąść na sofie. Na stoliku stojącym przed kanapą wyczarował dwa kubki z kawą. Po czym gorzko zapytał:
-Czego potrzebujesz, co się stało?
Hm... chyba faktycznie zbyt rzadko go odwiedzamy, że od razu pyta o formalności...
-Niczego, przyszłam cię odwiedzić- na te słowa Belzebub szeroko otworzył oczy, obawiałam się czy gałki nie wyjdą mu z orbit
-O w morde. Na kiedy planujesz Apokalipsę? Czy może to będzie Armagedon?
-Nie... Przyszłam cię odwiedzić
Bro wybuchł śmiechem. W jego wydaniu śmiech zdawał się taki dziwny, niemal niezdrowym, nienaturalny wręcz. A jednak, udało mi się go rozśmieszyć. och, do jakich to ja czynów nie jestem zdolna.
-No dobrze, a teraz tak na poważnie, co się stało, że przyszłaś?
-Totalnie się nuuudzę. No i chciałam choć raz być grzeczną dziewczynką i nie robić problemów Śmierci, wywołując klęski żywiołowe i tworzyć nieplanowane ofiary śmiertelne.
-To chyba ci się udało. Ale zaraz od kiedy ty, chcesz być grzeczną?
-To, że jestem prawowitą władczynią, że zasiadam na tronie obejmując funkcję Szatana, nie znaczy, że muszę być zawsze tą wredną suką.
-No tak, a to że byłaś jednym z pierwszych tworów Ojca, i pierwszym upadłym Aniołem, o którym nędzni ludzie nie mówią, wcale nie ma wpływu, na to jaka jesteś.
-Oj tam, oj tam... Jestem Szatan Angelica i jest mi z tym dobrze, ale to nie zmienia faktu, że się nuuudzę! Nie masz pomysłu co mogłabym porobić?
-Skoro chcesz być grzeczną, to może idź na trochę na ziemię? Dwa dni urlopu dobrze Ci zrobią.
-Co ty chrzanisz? Mam zniżyć się do poziomu tych nędznych śmiertelników? Czy przypadkiem Kostucha nie majstrowała przy twojej głowie? Chociaż... A niech ci będzie. Zapisz w tej swojej księdze, że wymykam się na dwa dni.
-Ale pamiętasz co ci grozi, jak nie wrócisz za dwa dni?
Kiwnęłam głową i uścisnęłam go na pożegnanie. Potem dziarskim krokiem wymaszerowałam z ogrodu.
Nie myślałam nad tym długo, więc nie miałam pojęcia, że popełniam największy błąd. Ale co się stało to się nie odstanie. klaśnięciem w dłoń zmieniłam sukienkę i szpilki, na strój do jazdy na motorze. Drugim klaśnięciem sprawilam, że na środku placu pojawił się mój harley. Nie oglądając się za siebie, wsiadłam na maszynę i odpaliłam. Ruszyłam naprzód, wprost na złotą bramę- to właśnie był mój sposób na przemieszczenie się na ziemię.
Nie planowałam gdzie dokładnie chcę wylądować. Okazało się, że wylądowałam w jednym z cieplejszych stanów i USA. Zatem swoje 'wakacje' spędzie na plaży, właściwie nie głupia opcja.
Jaka to ironia losu. Tak bardzo gardzę ludzmi, wręcz ich nienawidzę, a czas wolny spędze miedzy nimi.
W każdym bądź razie, urlop zaczęłam jak przystało. Znalazłam jakiś mega drogi hotel tuż przy plaży. Wynajęłam najdroższy apartament i zaczęłam udawać jedną z przyjezdnych.
                                                                 ***
Belzebub miał rację, pobyt na ziemi to całkiem fajna zabawa. Dwa dni spędziłam bezczynnie leżąc na plaży, lub leżaku przy hotelowym basenie. Cały czas pijąc słodkie drinki ewentualnie coś mocniejszego. W sumie nic-nierobienie w innym miejscu było całkiem przyjemne. Jednak chyba najzabawniejsze było zachowanie większości facetów. Wszyscy padali mi to stóp. Jacy mężczyźni są próżni. Chociaż patrząc na niektóre kobiety, wcale się nie dziwie, czemu byłam tak wielkim punktem pożądania. W ten sposób odkryłam świetną zabawię. Co jakiś czas znajdywałam jakiegoś faceta, który miał partnerkę, której w obecnej chwili nie było. Gdy już takiego namierzyłam, robiłam wszystko, aby tylko patrzył w moją stronę. Oczywiście miały to by ruchy jak najbardziej zmysłowe, kuszące. W każdym bądź razie, było takich kilku którzy ślinili się na mój widok.  Ale najzabawniejsza była chwila gdy przychodziła dziewczyna takiego 'pana' i wytaczała mu ogromną kłótnie. No dobra, żeby nie było... nie tylko moje ciało miało taki wpływ na facetów... to też ta piekielna aura, która była wokoło mnie. W każdym bądź razie, jak to na urlop przystało- musiał się skończyć. Poszłam do recepcji, wymeldowałam się i chciałam wrócić do domu, wykorzystując lustro jako przejście.
Przyłożyłam dłoń do tafli lustra, wypowiedziałam zaklęcie przenoszące i ku memu zdziwieniu, nic się nie stało. Spróbowałam raz drugi, trzeci i nic. No kurwa, co jest! Powinnam siedzieć już w domu na swoim tronie, bo jak nie... Wzdrygnęłam się na samą myśl... Nie! to nie może się stać! Wzięłam głęboki wdech. przeanalizowałam spokojnie sytuację. To pewnie tylko któreś z rodzeństwa się wygłupia i za jakąś chwile będę mogla wrocić. Tak więc próbowałam wrócić do Piekła co pół godziny, jednak bezskutecznie. Byłam zalamana i zdesperowana. Nie bawiły mnie nawet żarty z tych durnych ludzi. Gdy była godzina piętnasta moje oczy rozszerzyły się z przerażenia, jesli nie wyląduje w sali tronowej za jakieś trzydzieści sekund, to nie będzie fajnieW oka mgnieniu dotknęłam lustra i wpowiedziałam regułkę. Wreszcie podziałało! Niemal natychmiast zadziałało. Wylądowałam w domu, niestety pośpiech spowodował, że zamiast stanąć, ciężko upadłam na podłogę. Zmroczyło mnie na kilka pierwszych sekund. Niestety, nie czekało też mnie miłe przywitanie.
-Oj, biedny Aniołku... spóźniłaś się tylko pięć sekund. Ciekawe czemu. Hej, czyżby ktoś nie blokował ci przejścia?
-Ty...chamie...palan​​cie- ledwo mogłam wymówić słowa, ten upadek wyprowadził mnie za bardzo z równowagi.
Nagle w ustach poczułam dziwny smak, dotąd mi nieznany. Czy to... Nie! Nie! Nie, to nie może być. Szybko podnioslam głowę, z lękiem  przyłożyłam dłoń do wargi. Była na niej czerwona ciecz... krew.
-Tak skarbie! Strzał w dziesiątkę! Krwawisz, a to chyba nie jest dobry znak. Naamah! Azazel! Szybko niech któreś przyniesie bandaże, ktoś nam tu krwawi!- wszystko mówił z taką lekkością, żartem.
Na jego słowa, Naa zhańbiła się i wystawiła głowę z pokoju. Gdy zobaczyła mnie leżącą na ziemi oraz to jak tragicznie wyglądałam ja i moja sukienka szybko zbiegła na dół, chcą dowiedzieć się o co chodzi. Azazel także przybył, roztargniony jak zawsze, ale przyszedł.
Żadne z nich nic by nie zrobiło, ale gdy zauważyli strużkę krwi wypływającą z moich ust wystraszyli się. Azazel stanął sparaliżowany, a Naa rzuciła się i przytuliła mnie.
-Ty pieprzony palancie, ja jeszczę tu wrócę! Zemszczę się! I nie wrócę tylko jako Szatan Angelica, będę kimś więcej!
Wykrzyczalam to patrząc wprost na niego, jednak on tylko się zasmiał.
Sala tronowa wypełniła się jego złowieszczym śmiechem oraz moim krzykiem bólu- Naamah przytulając mnie, dlonią zbyt mocno nacisnęła na blizny po skrzydłach.

                                               ~Angel

*** cz.2(Angel)


*** cz.2(Angel)

W tym momencie Lucyfer nie wyrobił. Czekałam właśnie na tę chwilę. Twarz Lucka zrobiła się cała czerwona ze złości, wyglądał tak jakby z jego nosa i uszu mała wylecieć para- niczym w kreskówkach. No i oczywiście właśnie w tym momencie wydarł się na nas:
-Kurwa, czy wy nic nie rozumiecie?! To bydle może rozwalić nam całą chatę, a wy macie z tego zaciesz! Idioci! Cholerni idioci! Ja z wami nie wytrzymam. Azazel! W tej chwili wyprowadź mi to zwierze, tam gdzie jego miejsce! A ty...- obrócił się w moją stronę z wycelowanym przed siebie palcem z ogromną złością, jednak szybko zrezygnował ze swojego działania.Odwrócił się i wymaszerował z pomieszczenia niczym kot z podkulonym ogonem.
Spojrzałam potem na Azazela. Posłał mi uśmiech małego rozrabiaki. Jak widać, jemu także podobało się takie zdenerwowanie Lucka. Gdy tylko odwzajemniłam uśmiech, odwrócił się do mnie plecami i wraz z Cerberem wyszli głównymi drzwiami.
W ten sposób pierwszy punkt dnia został zaliczony. To znaczy, że Lucka do końca dnia mam z głowy.
Po kilku chwilach gwałtownie wstałam, czemu towarzyszył głośny stukot obcasów. Ten dźwięk był cudny, zwłaszcza gdy echo wzmacniało się z każdym kolejnym krokiem. Ruszyłam na tył sali, ponieważ to właśnie tam znajdywały się schody, które prowadziły do komnaty mojej siostry. Była ona młodsza od Lucka, ale ledwo starsza od Azazela.
Gdy doszłam do drzwi jej pokoju, stwierdziłam że pukanie jest zbędne. Ze nic by tego nie usłyszała, bo z pokoju dochodziła do mnie nuta heavy metalu. Zatem nacisnęłam klamkę i z impetem weszła do pokoju
-Dzieeeń dobry, Naa- po czym mój entuzjazm zmalał, było jak zawsze- Naamah, mogłabyś choć raz być tak miła i być gotową na moje przyjście!
Właściwie to zawsze widziałam ją w takim stanie. Siedziała przed kompem katując jaką kretyńską gierkę, ubrana byle jakie spodnie i stanik. A ci chrzanieni ludzie chcą zwalić, że komputery, internet i tym podobne rzeczy, od których młodzież jest uzależniona, to moja wina! Wracając do stanu rzeczy w jakim znajduje się moja sis. Właściwie nic mnie już nie dziwiło. Totalny syf, czyli resztki pizzy, czipsów, sterta puszek i butelek, był u niej zawsze. Ale jak zawsze liczyłam, że może kiedyś to się zmieni. Niestety, przekonałam się, że to na pewno nie dzień na zmiany.
-Sis, o co ci chodzi? Przecież wszystko w normie,to chyba dobrze, c'nie?
-Taa, jednak debatowałabym. No nic, nie ważne. Zostawiam cię samą.
Nie miałam ochoty na ogarnianie Naamah, ani na pomaganie jej. Zatem wyszłam z jej komnaty i o zmniejszonym ilorazie szczęścia wróciłam na kochany tron.no zaczyna robić się nie fajnie. Zaczynałam porządnie się nudzić., co nie oznaczało nic dobrego. Kiedyś jak się tak nudziłam, to spowodowałam wybuch w Czarnobylu, a innym razem doprowadziłam do powodzi w Polsce w 97', był też taki przypadek, że stworzyła trzęsienie ziemi w Japonii. Chociaż w sumie przez ostatnie kilka lat, panowałam nad sobą.Zdecydowanie muszę znaleźć jakieś konkretne zajęcie, bo inaczej ludzie na ziemi będą znów mieli przesrane, no i do tego nie mam żadnego pomysłu na oryginalne klęski żywiołowe!Po chwili namysłu, ponownie ruszyłam się z miejsca i wyszłam z sali tronowej głównymi drzwiami. W ten sposób znalazłam się na placu przed naszym ogromnym pałacem.
Wokoło panowała lekko czerwona aura, przez którą prawie wszystko ociekało krwistym szkarłatem. Było tak z powodu trzech czerwonych słońc wiszących wysoko w górze. Wzięłam głęboki wdech, nabrałam w płuca dużo ostrego, piekielnego powietrza.
Przeszłam przez dziedziniec wolnym, pełnym dumy krokiem. Tak, uwielbiałam pokazywać, nawet sama przed sobą jak ważna jestem. Z placu przeszłam w jedną z alejek naszego pięknego ogrodu. Oj tak, nic nie mogło równać się urokowi tego miejsca.
Każda roślina tu była zwiędnięta, wszystko umierało. Każdy kwiat zanim jeszcze dojrzał usychał. Drzewa wyglądały jak ogromne potwory, jak przeolbrzymie ludzkie cienie. Najbardziej wyjątkowe były wierzby. Liście i gałązki ciągnęły się po samą ziemie, a wyglądały jak jakaś smolista masa. Jedyne zwierzęta, które lubiły to miejsce, to kruki, no i kochany Cerber, który gdzieś tu się na pewno czaił. Praca nad tym wszystkim zajęła dużo czasu i wymagała dużego doświadczenia, ale oczywiście dla mnie, to błachstka. No dobra, dobra... Lucek też udzielał się przy tworzeniu...
Z uśmiechem przemaszerowałam ogród, aby znaleźć się w jego najmroczniejszej części. Było bowiem miejsce, na tyłach pałacu, na końcu ogrodu, w którym zawsze panował mrok. W sumie na pierwszy rzut oka to zwykła, drewniana altana ogrodowa, tylko że o większym rozmiarze. Żadne z naszej czwórki rodzeństwa za nim nie przepadało i jeśli nie było takiej potrzeby-nie przychodziliśmy tu. Jednak mieliśmy jeszcze jednego brata lub raczej 'eks-brata'. Wyrzekł się swojej szlachetności tylko po t aby bezkarnie móc przenieść się do tego miejsca. Chodziło o to, że tutaj panuje Kostucha, a on już jako demon, chciał zostać jej pomocnikiem, uczniem.
Nie wiem co mnie podkusiło, do przyjścia w odwiedziny, ale jak przystało na moją skromną osobę, nie okazałam lęku.
~Angel

xxxx

zaczynam dzialacw spolpraca z kumpela oto wyniki

sobota, 1 września 2012

*** cz.1 (Angel)


*** cz.1 (Angel)

Ziewnęłam przeciągle, teatralnie, niemal majestatycznie. Wlaściwie nie mam pojęcia jak można ziewać majestatycznie. No cóż, jak widać, będąc mną, można. Siedziałam na ogromnym tronie, do którego miękkich poduch oraz pięknych, czarnych ozdób bylam tak przyzwyczajona. W ogóle powinnam zacząć od tego, jak cudnie wygląda sala tronowa, która w calości jest wykonana z białego i czarnego marmuru. Jednak to jest nieistotne, wróćmy do mojej skromnej osoby. Tak więc siedziałam na tronie, a wszechogarniająca nuda zmusiła mnie do ziewnęcia.no w sumie ile można siedzieć w jednym miejscu. Owszem moja piękna, czarna, długa suknia wyglądała wspaniale, gdy rozkladała się na tych kilku stopniach prowadzących na tron. Tak, tak zapewnie uroku dodawało mi także towarzystwo trzygłowego Cerberka. Nie wytrzymałam. Wybuchłam gromkim, diabelskim śmiechem. Dobra już koniec udawania majestatyczniej Pani- Królowej. Klaśnięciem w dłonie zmieniłam strój. Właściwie to że miałam teraz na sobie krótką, czarną sukienkę bez ramiączek oraz bardzo wysokie szpilki, nie miało większego znaczenia. I tak każdy dobrze wiedział kim jestem. Jednak prostym ludziom, trzeba pokazać, kto jest lepszy. Po chwili, jakby mój śmiech był zawolaniem, do sali wpadł mój młodszy brat.
-Szfester! Co ty tu odwalasz?!
-Nie no, Lucek, serio? Musisz jechać tym szwabskim?
-Ty mnie nie pouczaj! Z resztą nie ważne... O kur... Co tu robi Cerber?!
-Leży. Prawda Cerberku? Leżysz sobie, odpoczywasz. Nikomu nie przeszkadzasz, bo ten palant się nie liczy
Podeszłam do bestii i zaczęłam głaskać po środkowej mordzie. W sumie to było możliwe tylko dlatego, bo leżał, gdyby stał, potrzebowałabym jakiejś dziesięciometrowej drabiny.
-Ja pierdziele... Ty nigdy nie zrozumiesz, że on ma pilnować wejścia do domu, prawda?
-Eh, Lucyferze-przejechałam mu dlonią po policzku, aby podkreślić swoje słowa- to że umarli się tobą nie przejmują, to nie znaczy, że nie boją się mnie.
Potem na mojej twarzy wykwitł uśmiech pełen dumy. Musiałam to zrobić, wtedy mój braciszek tak się denerwował. zaczął nerwowo chodzić po sali i cały czas ostwierał i zamykał usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie umiał dobrać słów. Z tego powodu, abym przypadkiem nie zmęczyła się stojąc, usiadłam znów na tronie. Założyłam nogę na nogę i mimowolnie zaczęłam nakręcać swoje brązowe loki na palec. Patrzyłam na brata z góry z arogancją. Kolejna rzecz, której nie znosił. Och, jak ja uwielbiam go wkurzać! Jednak najpiękniejsze było to, że nie mógł mi nic zrobić. Po chwili zdenerwowania Lucek wydarł się pewnie na całą chatę.
-Azazel, chodź no tu!
No tak, to było do przewidzenia. Azazel był bronią ostateczną Lucka.
-Co znowu?- wszedł do sali jak zawsze roztargniony i pełen spokoju. Nasz prawie najmłodszy brat.
-Jak to co?! Serio, nie widzisz tego?!- Lucyfer był oburzony.
-Tego, że nasz 'Aniołek' znów popisuje się strojem?
-Dzięki bro, ale serio, dobrze wyglądam? - obróciłam się wkoło, aby zaprezentować strój, oczywiście bardziej na celu miałam zdenerwowanie Lucka.
-Sis, będąc tym kim jesteś, nie masz innego wyboru.
-Co wy chrzanicie?! Kurwa Azazel! Mam gdzieś co ona na sobie ma! Ty lepiej patrz kto tu jeszcze jest!
-Ooo... Cerbuś! Chodź tu do mnie psinko!
Na zawołanie Azazela bestia natychmiast wstała, zaczęła merdać ogonem, wykonała dwa kroki, od których zatrzęsła się ziemia po czym opuściła swoje łby, aby bro mógł ją pogłaskać
                                                                                                                                                 ~~Angel